Profanacja serii

Czwarta część "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" nie zapowiadała nic odkrywczego i tak też niestety było. Reżyser filmu, Kim Henkel, który warto dodać, był współscenarzystą pierwszej części
Czwarta część "Teksańskiej masakry piłą mechaniczną" nie zapowiadała nic odkrywczego i tak też niestety było. Reżyser filmu, Kim Henkel, który warto dodać, był współscenarzystą pierwszej części cyklu, tym razem najwyraźniej poszedł po linii najmniejszego oporu. Fabuła, jak to w tego typu filmach bywa, jest banalna. Czwórka nastolatków urywa się późnym wieczorem z balu maturalnego. Chcąc skrócić drogę, korzystają z objazdu i w pechowy sposób doprowadzają do stłuczki. Wszyscy się rozdzielają, aby jak najszybciej sprowadzić pomoc. Nieopodal znajduje się domostwo zamieszkiwane przez rodzinę psychopatycznych kanibali... Już z powyższego opisu sami możecie wywnioskować, że fabuła jest prosta jak budowa cepa. Czwarta część pod żadnym względem mnie nie zaskoczyła. Henkel stworzył słabą kontynuację, która nie wnosi zupełnie nic nowego. Przeciwnie – dodaje nowe, zbędne pomysły. Mam tu na myśli głównie postać Leatherface'a, z którego zrobiono transwestytę! Niestety to już totalne przegięcie, a w dodatku zamiast niego wśród zwyrodnialców prym wiedzie Matthew McConaughey. Sam nie wiem o co reżyserowi chodziło? Chciał z serii zrobić komedię? Nie udało mu się nawet i to, bo ani to straszne, ani śmieszne. Raczej żenujące. Początek był dość znośny, ale im dalej tym gorzej. Nie można pozbyć się wrażenia, że to wszystko już kiedyś było. Czwarta część bardzo przypominała oryginał. Oczywiście nie pod względem wykonania, bo te dwa filmy dzieli milowa przepaść. Wyraźnie widać, że Kim Henkel nawiązuje do filmu Tobe Hoopera. A samo zakończenie to już niemal czysta kopia filmu z 1974 roku. No właśnie, czysta kopia. Pytanie tylko, ile razy można odgrzewać ten sam kotlet? Oglądanie po raz czwarty słynnej już kolacji zaczęło mnie po prostu nudzić. Nie raz zdarzyło mi się ziewnąć na tym „horrorze”. Muzyka stoi na przeciętnym poziomie i nie wywołuje żadnych emocji. Zatracono całkowicie dobrą atmosferę z poprzednich części. Druga część w wykonaniu Tobe Hoopera była lepszym filmem i chociażby swój klimat posiadała. A tutaj nic. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Można obejrzeć tylko utarte już schematy, tyle że w gorszym wykonaniu. Wiadomo, że nikogo to nie usatysfakcjonuje. Kolejną ujmą dla filmu jest scenariusz, który zawiera mnóstwo nieścisłości. Nie będę o nich jednak pisał, bo nie ma to większego sensu. Aktorstwo może i nie jest najgorsze, ale też nie ma się czym zbytnio zachwycać. Znani dziś Renée Zellweger i Matthew McConaughey, którzy wówczas byli początkującymi aktorami, zapewne nie poszczycą się występem w tym "dziele". W filmie pojawiają się jeszcze szerzej nieznani faceci w czerni. Od razu na myśl przychodzi mi porównanie do "Halloween 5 – Zemsta Michaela Myersa", od którego to właśnie wprowadzono kilka zbędnych wątków do serii. Pewnie i tym razem by tak było, ale na szczęście kolejne części, które miałyby zgłębić ów wątek nie powstały. To dobrze, bo jestem pewien, że jak w przypadku serii "Halloween" nic by z tego dobrego nie wyszło. Po co zatem powstał ten film? Z pewnością dla czystego zysku, bo nic innego mi nie przychodzi do głowy. "Teksańska masakra piłą mechaniczną - Następne pokolenie" to najsłabsza część i zlepek starszych pomysłów wywodzących się niekoniecznie z tej serii. Krytykowana przez wszystkich "dwójka" moim zdaniem prezentuje się już lepiej. Henkel rozczaruje nie tylko wielbicieli dobrego kina grozy, ale i zagorzałych fanów całej serii spod znaku piły łańcuchowej, chociaż Ci z samej ciekawości pewnie sięgną po omawiany tytuł. Zapewniam jednak, że czeka ich spory zawód.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kim Henkel w 1974 roku był współscenarzystą horroru, który odmienił oblicze współczesnego kina grozy i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones